“Doktor Strange w multiwersum obłędu” to powiew świeżości w Marvel Cinematic Universe. Udana próba pokazania historii marvelowskiego superbohatera w innym stylu. Z filmowymi zabiegami, których wcześniej w filmach Marvela nie widzieliśmy. Film jest prosty w swojej konstrukcji i nie próbuje wodzić nas za nos. Nie znajdziemy tutaj plot-twistów i od początku wiemy, co nas czeka.
Co ciekawe, pomimo prostoty scenariusza, zwiastuny w ogóle nie zdradzają nam tego, jak będzie toczyła się historia. Co jest pozytywnym zaskoczeniem. Znając wszystkie filmowe zapowiedzi, nie wiemy, jaki kierunek obierze historia i kogo w niej spotkamy.
Pierwszy horror w MCU?
O samej fabule nie będę pisał, bo nie chcę rzucić żadnym spoilerem, który zepsuje Ci seans. Niemniej jeśli nie widziałeś filmu to i tak dotarły do Ciebie informacje o horrorze. I nie, ten film nie jest koszmarnie zły. Po prostu znajdziemy w nim konwencję znaną z horrorów, ale w żadnym wypadku ona nie dominuje. Mamy dwa czy trzy jumpscare’y i jeden moment, w których może nas trochę wykręcić od patrzenia na ekran. To wszystko, tylko tyle!
Żeby móc nazwać nowego Doktora Strange horrorem brakuje ciężkiego mrocznego klimatu, który zacząłby nas otaczać z każdej strony, w postaci muzyki, kolorów, dźwięków czy montażu. Nawet gdy scena jest wyjęta prosto z horrorów klasy B, gdzie wiemy, że zaraz coś nam wyskoczy przed twarz, nie czuć strachu. Nie czuć ciężkiego, przygnębiającego klimatu koszmaru.
Więc jeśli nie lubicie horrorów tak jak ja, nie musicie się obawiać. To wciąż film MCU. Nowe spojrzenie, trochę mroczniejsze, ale wciąż niezmiernie kolorowe i ładnie wyglądające.
Podróż przez multiwersum obłędu
Historia w filmie jest prosta. Doktor Strange musi powstrzymać szalejące zło, więc rusza na poszukiwanie potężnego artefaktu. Znamy to z setki filmów przygodowych, które najczęściej mają taką samą konstrukcję. Tutaj również tak jest i Sam Raimi, reżyser filmu, świetnie nas prowadzi przez tę podróż. Wciąga nas w ten świat tak, że nawet się nie zastanowisz czy to ma sens. Po prostu bierzesz udział w przygodzie. Podróżując wraz ze Strangem po multiwersum obłędu.
Po seansie tylko jedna rzecz mi zgrzytała. Nie tyczy się ona filmu, ale całej wizji multiuniwersum w MCU. Jest to jednak temat na spoilerową dyskusję, którą na pewno poruszę kiedy Ty i większość moich czytelników zaliczy wizytę w kinie.
Nowy Doktor Strange to dobry prognostyk na przyszłość
Podsumowując, mogę z czystym sumieniem napisać, że drugi film z Doktorem Strangem bardzo mi się spodobał. Oglądało mi się go świetnie. Bawiłem się dobrze i ani przez chwilę się nie nudziłem. Spodobał mi się ten powiew świeżości. Mam nadzieję, że kolejni reżyserzy będą mogli eksperymentować i dostaniemy trochę więcej filmów, które będą inne, niż dotychczas. Bo nie oszukujmy się, filmy Marvela są bardzo podobne w swojej konwencji. Często przedstawiają różne historie w tym samym schemacie. Fajnie się je ogląda, fajnie się bawisz, ale ile tak można? W końcu każdy z nas będzie miał tego dość. Liczę więc na to, że “Doktor Strange: Multiwersum Obłędu” to dobry prognostyk na przyszłość.
Jeśli już widziałeś, daj znać w komentarzu, jak Ci się podobało!
Co myslisz? Daj znać w komentarzu!