Powrót do starych filmów, bywa czasem ogromnym zderzeniem z rzeczywistością. Filmy, które kochaliśmy w młodości okazują się zupełnie inne, niż je zapamiętaliśmy. Niemniej są filmy kultowe, które pomimo upływu lat, wciąż bawią nas tak samo. Czy do ich grona należy “Top Gun” z 1986 roku? Postanowiłem to sprawdzić. Wkrótce wybieram się do kina na najnowszą odsłonę serii, “Top Gun: Maverick”, dlatego musiałem przypomnieć sobie oryginał.
Muszę przyznać, że inaczej zapamiętałem pierwszą część “Top Gun”. Szczególnie warstwę fabularną filmu. Sceny w kokpitach myśliwców F-14, akrobacje w powietrzu, muzyka czy ujęcia zachodzącego słońca są takie, jakie zachowałem w pamięci, czyli świetne! Jednak fabuła i wątek miłosny, który mamy okazję oglądać na ekranie, to kompletne rozczarowanie.
Miłość jako tło teledysku
Zawsze wydawało mi się, że w “Top Gun” miłość Mavericka i Charlie jest taka filmowa, wręcz bajeczna. Natomiast, wczoraj oglądając film zastanawiałem się, po co scenarzyści wcisnęli ten wątek do filmu. Nie było w nim w ogóle tej gorącej iskry, którą pamiętałem z młodości. W uwiarygodnieniu tego wątku nie pomogła nawet świetnie dobrana muzyka. Relacja ta jest po prostu nijaka, a dobrze wygląda jedynie jako tło w teledysku do oscarowej piosenki “Take My Breath Away”.
W ogóle scenariusz “Top Gun” jest bardzo prosty. Można wręcz powiedzieć, że to tylko zarys historii. Widać, że twórcy mieli kilka ciekawych pomysłów, ale w ogóle nie próbowali się wysilić, aby je rozbudować. Kolejne sceny na ziemi są tylko po to, aby wypełnić czas pomiędzy popisami w powietrzu. Równie dobrze połowy z nich mogłoby w ogóle nie być, bo nie wnoszą nic ciekawego do filmu, ani nie rozbudowują relacji pomiędzy postaciami. Jedynie ładnie wyglądają. Wszystko, co najważniejsze dla filmu, dzieje się w kokpitach myśliwców. Sceny kręcone w powietrzu wciąż zachwycają. Pojedynki powietrzne, czy to szkoleniowe, czy finałowy, budzą prawdziwe emocje!
“Top Gun” w ogóle się nie zestarzał
Wizualnie film Tony’ego Scott’a, mimo 36 lat na karku, wygląda świetnie! W ogóle się nie zestarzał. Nie tylko ujęcia kręcone w powietrzu cieszą oko. Jest również dużo innych kadrów, które wciąż zachwycają. Tak jak wciąż zachwyca muzyka. Twórcy świetnie dobrali ścieżkę dźwiękową do poszczególnych scen. Muzyka buduje klimat i dzięki niej możemy przymknąć oko na wiele braków w warstwie fabularnej. Niektóre utwory stale będą mi się kojarzyły ze scenami z “Top Gun”, co świadczy o tym, że twórcy odwalili kawał dobrej roboty przy wyborze muzyki.
“Top Gun” z 1986 roku, mimo wad na płaszczyźnie fabularnej, to wciąż dobre kino akcji. Podczas seansu czas zleciał szybko, a ja bawiłem się dobrze. Myślę, że teraz często od filmów wymagamy za dużo i czasem warto przypomnieć sobie, jak to było kiedyś.
Co myslisz? Daj znać w komentarzu!